TEATRZYK „ZIELONA GĘŚ”



ma zaszczyt przedstawić
tragedię w jednym akcie
i trzech odsłonach
pt.

„Córka zegarmistrza”



Osoby:

STARY ZEGARMISTRZ — ofiara raków z koprem
MANUELA — jego córka
NIONIO — daleki krewny bliski obłędu
FRANCISZEK — szatański lowelas

Rzecz dnieje się w znacznej mierze w Milanówku.


Odsłona pierwsza


ćpiew Franciszka za sceną
(na znaną nutę góralską):
Hej, chrząszcz brzmi wrzkomo w życie,
hej, wiatr dmie od lasa,
hej, nie masz to jak życie
starego lowelasa!


MANUELA:
(Z westchnieniem)
Ach, to znowu Franciszek! Poznaję jego bas-baryton. Drżę cała. On znowu tu przyjdzie i będzie mnie znowu napastował swoją obleśną miłością. Piękna kobieta jest jak podłoga. Ciągle ją ktoś musi napastować. (spogląda na zegarek) Za chwilę znowu obiad. I mój zgrzybiały ojciec znowu wyjdzie ze swojej pracowni, gdzie dzień i noc kukają drewniane kukułki oraz tykają niezliczone zegary. A na obiad znowu raki. Raki okrągły rok. A ty jak się czujesz, Nionio?


NIONIO:
Lepiej. A właściwie gorzej. Znowu nie spałem całą noc. Łupież mnie męczył. Do świtania drapałem się w głowę.


MANUELA:
Najlepiej byś się ostrzygł, Nionio. Z tą czupryną wyglądasz jak potwór. A na łupież najlepiej posmarować benzyną. Masz tu flaszeczkę.


NIONIO:
(zlewa obficie czuprynę benzyna, podpala ją zapałką i — płacząc — schodzi z płonącą czupryną ze sceny)


MANUELA:
(patrząc w ślad za odchodzącym Nioniem)
Chwila rozrywki i znowu szaro.


ćpiew Franciszka za sceną
(coraz donośniej):
Hej, chrząszcz brzmi wrzkomo w życie,
hej, wiatr dmie od lasa,
hej, nie masz to jak życie
starego lowelasa!


MANUELA:
Franciszek już jest w ogrodzie. Za chwilę będzie u moich stóp. A może oddać mu serce i w ten sposób wyzwolić się z bagna raków i zegarów?
(śpiewa)
„Gdzieś jest daleki świat,
gdzieś magnolie…”


STARY ZEGARMISTRZ:
(przebiega przez scene z ogromnym rakiem przyczepionym do końca nosa)
A raki, psiakrew, znowu były nie dogotowane!


FRANCISZEK:
(wchodzi w monoklu, z kwiatami i brylantami)
Manuelo, przed minutą powiedziałem sobie: dziś albo nigdy. Manuelo, musisz być moją. Manuelo, ja cię kocham do szaleństwa. Precz z Milanówkiem! Ja ci otworzę nowe perspektywy! Ja cię będę nosił na rękach. Ja cię wyrwę z tego Milanówka, z tego arcybagna raków i zegarków i na rękach zaniosę cię do Warszawy, gdzie — przytuleni do siebie — spędzimy resztę naszego doczesnego życia w wytwornym cafe „Kopciuszek”!!


MANUELA:
Jam twoja.


Odsłona druga


FRANCISZEK:
(zanosi Manuelę do Warszawy na rękach)


Odsłona trzecia


KOMENTATOR:
I minął pewien okres czasu. Szatański lowelas Franciszek zostawił Manuelę na bruku z pięciorgiem dzieci, a sam poniósł zasłużoną śmierć od pioruna, zapadłszy uprzednio na nieuleczalną chorobę i stoczywszy się na dno rozpusty, z którego to dna już nie mógł wydostać się na powierzchnię tak zwanych zjawisk. Skonał w Pogotowiu Ratunkowym na ceratowej kanapie ze słowami: „Miłość mi wszystko wybaczy”.

A czy stary zegarmistrz wybaczył swojej córce? Zobaczymy. Oto widzimy ją, Manuelę, gdy — obarczona pięciorgiem maleństw — stoi z wyciągniętymi błagalnie ramionami na progu gabinetu swojego ojca.


STARY ZEGARMISTRZ:
(stoi odwrócony plecami)


MANUELA:
Ojcze, zaklinam cię, przebacz! Przecie powiedziałeś kiedyś, ze mi wszystko zawsze przebaczysz. Czemu więc nie odwrócisz się do mnie twarzą?


STARY ZEGARMISTRZ:
(głucho)
Przebaczam ci, Manuelo. Ale twarzą odwrócić się do ciebie nie mogę. Ja od dłuższego czasu stoję, siedzę, leżę i chodzę tylko tyłem. Fatalne skutki jedzenia raków.



K U R T Y N A

spada z łoskotem

1949