JERZY ANDRZEJEWSKI


Zawsze w żywej pamięci zachowuję Kraków z pierwszych lat po wojnie. Bo to było wówczas miasto rzeczywiście niez­wyk­łe, zresz­tą czasy były niezwykłe, jakby świat tworząc „arkę przymierza” z dawniejszych także w jakimś głębszym sensie powstał na nowe, nowy wyłonił się z wojennej otchłani.

Myślę niekiedy, iż tamten czas dlatego przede wszystkim wydaje mi się tak wspa­nia­ły, że nie miałem jeszcze skończonych lat trzy­dzies­tu sześciu. Lecz nie! To nie mój czas osobisty sprawiał, iż świat, w tym wypadku — Kraków był wspaniały. Wspa­nia­łość była niejako esencją tamtych nieza­pomnia­nych lat.

Był to dla ludzi pióra wspaniały okres burzy i naporu, te pierwsze lata po Wyz­wo­le­niu. Bujne i pełne niecierpliwych nadziei. Tak, na pewno wielu z nas wielu spraw nie dostrzegało dostatecznie ostro. Niemniej jeszcze i teraz, po latach, owe pod koniec wojny i zaraz po wojnie pierwsze lata odczuwam jako szczególnie bogate i ob­fi­toś­cią przeżyć pulsujące. Było to jakby samo za­czerp­nię­cie naj­głęb­sze­go oddechu, potem dopiero miały przyjść lata oddychania płyt­kie­go lub chorobliwie zadyszanego.