TRZY LATA ZIELONEJ GĘSI



Od trzech lat każda z cotygodniowych premier „Zielonej Gęsi” podobna jest do słynnej paryskiej premiery „Hernaniego” Wiktora Hugo — przed przeszło wieku. To znaczy, że część publiczności przyjmuje spektakl gwizdem zgorszenia i oburzenia, a część entuzjastycznym aplauzem. Po tym następują silne kontrowersje między obu stronami (na„Hernanim” było to połączone z biciem laskami po głowach), i zanim skandal ucichnie, „Zielona Gęś” szykuje już nową premierę, po której wybucha nowy skandal, który w nasze życie literacke wnosi wiele ożywienia, co samo już jest wielką zasługą „najmniejszego teatru świata”.

Co zarzucają „Zielonej Gęsi” jej przeciwnicy? — przede wszystkim niezrozumienie i bezsens, a także w pewnych przypadkach — tzw. „szarganie”.

Co chwalą z „Zielonej Gęsi” jej entuzjaści? — ćwieżość i wynalazczość formy literackiej, wielką drapieżność satyry na tematy żywotne i aktualne, oraz nieodpartą siłę komiczną.

Kim są przeciwnicy „Zielonej Gęsi”? — ludźmi wychowanymi na dotychczasowych rodzajach twórczości teatralnej, którzy potrafią śmiać się z sztuk Fredry, Moliera i innych, ale którym trudno zżyć się z tym nowym rodzajem teatru i pojąć go.

Kim są tak liczni zwolennicy „Zielonej Gęsi”? — przeważnie ludźmi młodymi (Gałczyńskiego grają z ogromnym powodzeniem amatorskie teatry młodzieżowe i akademickie), dla ktorych typ teatru, reprezentowanego przez „Zieloną Gęś” już nie jest szokującą nowością, drażniącym odskokiem od dawnych, przyjętych form, ale normalnym rodzajem satyrycznej twórczości, tak samo dobrym jak każdy inny.

Tak więc jak wszystkie dzieła satyry — jak wielcy Arystofanes i Rabelais i Swift i Beaumarchais i Gogol i Zapolska — tak i mała „Zielona Gęś” musi przejść swój skandaliczno-heroiczny okres, aby wejść do klasycznego repertuaru naszej narodowej sceny.

Jesteśmy tego prawie zupełnie pewni, i niemal całkowicie w to wierzymy.

I jeszcze jedno: Czy istotnie przedstawienia „Zielonej Gęsi” są bezsensownie i niezrozumiałe? Przeczytajcie jeszcze raz sztuczkę p.t.: „Przygoda Paderewskiego, czyli Perfidia Publiczności”, którą znacie z 212 nr naszego tygodnika:


Paderewski:
(wstrząsając lwią grzywą, opuszcza po triumfalnym koncercie
dziewiętnastowieczną salę koncertową i usadawia się w dziewiętnastowiecznym
powozie, otoczonym ze wszystkich stron tłumami wielbicieli, którzy
z niesłabnącym dziewiętnastowiecznym zainteresowaniem wpatrują się
w dziewiętnastowieczną super-czuprynę maestra)

Woźnica powozu:
(do wielkiego pianisty)
— Dokąd?

Tłum wielbicieli:
— Do fryzjera!!

(Kurtyna)


Czyż ta krótka sztuczka nie przedstawia w imponująco zwięzły sposób, kilkoma zdaniami, wielkiego artysty, typowego dla XIX wieku, o długich włosach, czarnym wielkim krawacie i w czarnej aksamitnej kurtce? Ten strój i te włosy to niemal mundur artystów epoki, która stworzyła hasło „Sztuka dla sztuki”. Zasadę taką lansowali zarówno twórcy jak i krytycy na przełomie XIX i XX wieku. A co nam to mówi tłum zwykłych ludzi na ulicy? — „Do fryzjera!” Zdrowy rozsądek przywołuje bujających w obłokach na ziemię. W jednym zdaniu mieści się cała satyra na kabotynizm artystów tego okresu. Pokazuje to Gałczyński jak my dziś patrzymy na styl życia ówczesnych mistrzów, ale wcale nie znaczy to, że „szarga” zasługi Paderewskiego jako artysty.

Tak zrozumieliśmy sens tej komedyjki. Czy jest to jej sens właściwy i jedyny? Na pewno istnieją i inne interpretacje. Podaliśmy tę najprostszą, która nam się z miejsca bardzo silnie narzuciła. Na przykład sens dzisiaj drukowanej „Metempsychozy” to przez sprowadzenie do absurdu — satyra na wiarę w pozgrobową wędrówkę dusz.

Wartość „Gęsi” zresztą nie zawsze polega na tak prosto ujętej satyrze czy morale. Czasem wcale tego w niej nie ma. Natomiast jest świetny wierszyk (np. w rytmie walca), obrona Słowackiego przed zapomnieniem, złośliwa parodia, zabawna bajeczka, dowcipne kpiny lub tzw. „perełka dialogu” scenicznego.

Z okazji trzylecia nieustępliwej pracy na placówce, zamiast kwiatów na scenę dyrektorowi Gałczyńskiemu przesyłają serdeczne życzenia

BRACIA ROJEK

Dopisek na marginesie: Kochany! Przepraszam za forsę. Zrobię w „Czytelniku” dziką awanturę. Wiesz, że to nie nasza wina. Gęsi najprawdopodbniej nie chciało puścić B. Kontr. Prasy, że „kpiny” na oświatę dorosłych. Ze łzami przerobiliśmy. Mam nadzieję, że ten artykulik poprawi Ci humor. Mocno was wszystkich całuję. Ja, Janka i „Przekrój”.

Liścik napisany na „szczotce” kolumny tygodnika jest typowym dla Gałczyńskiego wołaniem o należne mu (nędzne!) honoraria, które na ogół przychodziły mocno spóźnione. Środkową jego część zajmuje felieton Trzy lata Zielonej Gęsi podpisany „Bracia Rojek”. Felieton tylko pozornie powstał dla upamiętnienia trzylecia ukazywania się w „Przekroju” Najmniejszego Teatru Świata. Głównie chodziło to, by wytłumaczyć tzw. Czynnikom  c z y m   j e s t   Zielona Gęś: „Tak więc jak wszystkie dzieła satyry jak wielcy Arystofanes i Rabelais i Swift i Beaumarchais i Gogol i Zapolska — tak i mała „Zielona Gęś” musi przejść swój skandaliczno-heroiczny okres, aby w końcu wejść do klasycznego repertuaru naszej narodowej sceny…”

Pod felietonem Braci Rojek — kolejna odsłona Najmniejszego Teatru Świata: „Teatrzyk Zielona Gęś” ma zaszczyt przedstawić w wiekopomnym dniu trzyletniej rocznicy swego istnienia sztukę satyryczną na mętność, pewne wierzenia i tzw. metafizykę pt. „METEMPSYCHOZA”. W rzeczywistości autor napisał „sztukę eschatologiczno-gastronomiczną”. Kolejna zmiana redakcji bez powiadomienia autora.

I liścik, i felieton i zielona gęś pochodzą z marca-kwietnia 1949 roku.

[KIRA GAŁCZYŃSKA, Listy]