TEATRZYK „ZIELONA GĘŚ”
ma zaszczyt przedstawić
„Ulicę Snobów”
SNOB:
(z towarzyszeniem fletu)
Chodzę jak kudłaty kotek,
w głowie łupież i egzema —
włosy szczotką? ale szczotek,
TAKICH szczotek u nas nie ma.
SNOBOWA:
(stojąc na głowie, z towarzszenicm gitary)
A ja muszę stać na głowie
i na nogi nic nie kładę,
a dlaczego? gdyż albowiem
nie ma TAKICH sznurowadeł.
SNOB & SNOBOWA:
(razem, a towarzyszeniem wyżej wymienionych instrumentów)
Ach, mój Boże, ach, ach, ach, ach,
przyjdzie zginąć w tych problemach.
Ciężki snoba fach, fach, fach, fach:
snob oleju w głowie nie ma.
SNOBIĄTKO:
Przerażony brnę przez zamieć.
ćnieg się kręci. Słońce zniża.
Nocą sypiałbym w pyżamie,
ale nie ma TAKICH pyżam.
SNOB, SNOBOWA & SNOBIĄTKO:
(razem)
Hej, zanućmy głosy trzema:
NIE MA, NIE MA, NIE MA, NIE MA.
SNOBISZCZE:
(Z progu café „La Chose”)
Oto dramat, czyli dramas:
nie ma szczotek i pyjamas.
A co do mnie — lubię groszek
a la snob, nie byle jako!
A palto wciąż w ręku noszę,
bo nie ma TAKICH wieszaków.
Więc nie gadam nawet z dziećmi,
bo mi z nosa ciągle ciecze,
ale jakże nie ma ciec mi,
gdy nie ma TAKICH chusteczek!
Czytać coś? Ach, na mą szyję!
(ty zamilknij, szyjo moja)
Homer umarł. Proust nie żyje,
a mnie rąbie paranoja.
Lecz wiem, co zrobię w tym względzie.
Zaraz wszystko dobrze będzie.
Hellooooooooooooooo!
(zatrzymuje przejejeżdżający karawan i)
SNOB, SNOBOWA, SNOBIĄTKO & SNOBISZCZE:
(Z towarzyszeniem instrumentów ładują się tamże i przejeżdżają do lamusa dziejów przy radosnych gwizdach ulicy)
TEMPERATURA:
(podnosi się)
K U R T Y N A
opada
1950