Był aktorem z urodzenia…
On miał bezbłędny instynkt aktora i inscenizatora. Pamiętam taki jego poranek poetycki w jakąś niedzielę w Kolegium Nowodworskiego, przy ulicy Anny. Już mieszkał w Warszawie, przyjechał do Krakowa, mógł to być rok 1950. Było południe, bardzo pogodny dzień. Utkwiło mi to w pamięci. Tam są takie wielkie renesansowe schody, wszedł na te schody, instynktownie się upozował, stanął tak, że akurat promień słońca, dosłownie jak reflektor, padał na jego twarz, a on pilnował, żeby stale być w tym promieniu i pięknym swoim aksamitnym barytonem recytował wiersze. Parę tysięcy ludzi, głównie młodzieży, było tam wtedy i szaleli. Na tych schodach, notabene, Osterwa grał Księcia Niezłomnego. Jeśli to prawda z tą „Redutą”, to tu by się coś zbiegało…
O jego aktorskich uzdolnieniach mogę tylko powiedzieć, że gdy występował w „Siedmiu Kotach”, to każdy jego występ był inny. Nigdy nie reprodukował swojego numeru, co jest cechą aktorów zawodowych. Opowiem taki drobiazg. Gdy występował w „Siedmiu Kotach” zdarzało się czasem, że brał do ręki książkę, wychodził z nią przed kurtynę, a potem już na scenie nie mógł znaleźć w tej książce tego, co mu było potrzebne. A publiczność czekała. A on szukał i szukał… To była jakaś pierwsza lepsza powieść leżąca w garderobie. On przecież mówi z pamięci, ale wytrzymywał ten czas, to szukanie, to napięcie, i przysiągłbyś, że z tej właśnie książki czyta… Był aktorem z urodzenia…
MARIAN EILE